Historia, która zaczyna się od miłości do psa
Gdy w 1995 roku po raz pierwszy zobaczyłem mojego pierwszego owczarka niemieckiego, byłem młodym człowiekiem pełnym pasji i marzeń. Imię miał Max, a jego czarne, lśniące futro i nieposkromiony temperament od razu zawładnęły moim sercem. To wtedy zrozumiałem, że hodowla to coś więcej niż tylko rozmnażanie psów – to sztuka, która wymaga nie tylko wiedzy, ale też ogromnej cierpliwości, miłości i umiejętności słuchania tego, co mówi genetyka. Od tamtej pory minęły dziesiątki lat, a moje życie kręciło się wokół psów, wystaw, testów zdrowotnych i nieustannego poszukiwania idealnej równowagi między standardami FCI a zdrowiem zwierząt.
Standardy FCI – mapa, która nie zawsze prowadzi do celu
Standardy Fédération Cynologique Internationale to swoisty wyznacznik tego, jak powinna wyglądać i funkcjonować dana rasa. Dla wielu hodowców są one świętą księgą, której trzeba się trzymać, by nie stracić tożsamości rasy. Jednak, jak to często bywa, mapa nie zawsze prowadzi do właściwego celu. Z jednej strony chcemy zachować unikalne cechy, z drugiej – genetyka jest jak zegar tykający nieubłaganie. Przykład? Standard dla Labradorów z 2002 roku kładł nacisk na dużą szerokość głowy i szerokie klatki piersiowe, co niestety sprzyjało rozwojowi dysplazji stawu biodrowego, bo geny odpowiedzialne za dużą masę i szerokość nie są do końca kompatybilne z prawidłową budową stawów.
W mojej własnej hodowli od lat obserwuję, jak zmieniały się te standardy. Na początku lat 2000, gdy standard był jeszcze bardziej szczegółowy, wielu hodowców, w tym ja, musiało zmierzyć się z pytaniem: czy trzymać się dokładnie wytycznych, czy może odpuścić, by ratować zdrowie psów? To dylemat, który towarzyszy mi do dziś. Czy można jednocześnie osiągnąć wymarzony wygląd i zdrowie? Z czasem, analizując rodowody i wyniki badań genetycznych, zaczęliśmy rozumieć, że często to właśnie zdrowie musi być priorytetem.
Genetyka i choroby rasowe – walka z zegarem biologicznym
Nie da się ukryć, że genetyka to nasz największy sprzymierzeniec, ale i największy wróg. Kiedy zaczynałem, testy genetyczne były jeszcze w powijakach, a koszt ich przeprowadzenia sięgał kilku tysięcy złotych. Dziś, za kilkaset złotych, można sprawdzić predyspozycje do dysplazji, chorób oczu czy innych uwarunkowanych rasowo schorzeń. Jednak wiedza ta nie zawsze jest wykorzystywana w pełni. Dlaczego? Bo presja rynkowa i oczekiwania klientów często wymuszają na hodowcach wybór tych psów, które najładniej się prezentują na wystawach, a nie te, które są najzdrowsze.
Przykład? W 2010 roku urodził się mój pies, Burek, rasy Cocker Spaniel. Z powodu wysokiej ceny testów genetycznych i braku świadomości, zignorowaliśmy jego predyspozycje do chorób oczu. Efekt? Po kilku latach okazało się, że ma zaawansowaną postać zespołu suchego oka. To była dla mnie nauczka, że zdrowie musi być fundamentem, a nie tylko piękno czy zgodność z wzorcem.
Decyzje trudne, ale konieczne – kiedy kompromis staje się sztuką
W mojej praktyce, decyzja o wykluczeniu psa z hodowli nigdy nie była łatwa. Pamiętam, jak w 2015 roku, podczas oceny na jednej z wystaw, sędzia zwrócił uwagę na mój samiec, Fokusa, który miał idealny kształt głowy i doskonałe proporcje. Niestety, po badaniach okazało się, że cierpi na dysplazję III stopnia. To był moment, w którym musiałem podjąć decyzję: czy ryzykować, bo „takie standardy” tego wymagają, czy postawić na zdrowie i wycofać go z hodowli? W końcu wybrałem to drugie – bo chcieć, to móc, ale zdrowie psa jest bezcenne.
Takie sytuacje nauczyły mnie, że hodowla to sztuka kompromisu. To delikatna gra na krawędzi, gdzie każdy wybór ma swoje konsekwencje. Nie da się osiągnąć ideału, nie ryzykując zdrowia zwierząt. Z czasem zbudowałem własne kryteria, które łączą zgodność z rasowym wzorcem i zdrowie – to właśnie jest mój sposób na odróżnienie się od masowej produkcji szczeniąt, które tylko wyglądają dobrze na zdjęciach.
Współczesne wyzwania: od wzrostu popularności ras po zmiany w standardach
Od lat 90-tych obserwuję, jak pewne rasy – np. buldogi francuskie czy mopki – zyskały na popularności. To z jednej strony cieszy, bo więcej ludzi docenia te psy, ale z drugiej – rodzi to poważne problemy. Nadmiar ras o wyjątkowo krótkich pyskach sprawił, że choroby układu oddechowego stały się powszechne. Standard FCI dla buldogów francuskich uległ zmianom, ale czy to wystarczy? Moim zdaniem, poprawki te są jak łatanie dziur w dachu – można próbować, ale problem głębiej tkwi w tym, że niektóre cechy rasowe są w sprzeczności z dobrym zdrowiem zwierząt.
Równocześnie, rosnąca świadomość hodowców i właścicieli sprawiła, że zaczęliśmy odchodzić od wyłącznie estetycznego podejścia. Testy genetyczne, badania ultrasonograficzne, dokładne rodowody – wszystko to stało się normą. Jednak presja rynku i oczekiwania klientów często wymuszają kompromisy. W końcu, kto chce kupić psa, który wygląda „idealnie”, ale ma poważne problemy zdrowotne?
Hodowca jako artysta: harmonia formy i treści
Hodowla to jak malarstwo – trzeba mieć wizję, umiejętności i odwagę, by odważnie odchodzić od schematów. W mojej praktyce, kluczem jest zrozumienie, że piękno nie może być kosztem zdrowia. To, co na pierwszy rzut oka wygląda jak idealny pies, może w rzeczywistości okazać się chorobliwym aberracją. Dlatego staram się, by moje psy były nie tylko piękne, ale i zdrowe. Czasami oznacza to odpuszczenie wystawy, rezygnację z wygranej, jeśli widzę, że to nie służy zwierzęciu.
Praca hodowcy to też ciągłe uczenie się, słuchanie mentora, który nauczył mnie, że hodowla to sztuka kompromisu. Nie można dążyć do perfekcji za wszelką cenę – trzeba znaleźć złoty środek, który pozwoli na zachowanie rasowych cech, ale bez uszczerbku dla zdrowia. To właśnie ta równowaga czyni hodowlę sztuką, a nie tylko rutynowym zajęciem.
Refleksje i mądrość na przyszłość
Patrząc z perspektywy ponad trzydziestu lat, widzę, że największym wyzwaniem jest nieustanna nauka i adaptacja. Standardy FCI, choć mają swoje zalety, nie są nieomylne. To narzędzie, które wymaga od nas, hodowców, krytycznego myślenia i mądrego podejścia. W końcu, najważniejsze jest dobro psa, jego zdrowie, komfort i życie w harmonii z jego naturą.
Każdy, kto myśli o hodowli, powinien pamiętać, że to nie tylko rozmnażanie psów, ale odpowiedzialność. Odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, za ich zdrowie i szczęście. Standardy FCI – choć są mapą – to my, hodowcy, musimy je interpretować w duchu etyki i troski o zwierzęta.
Moje przesłanie? Nie bójmy się odchodzić od utartych schematów, gdy widzimy, że coś jest nie tak. Hodowla to sztuka kompromisu, ale też sztuka miłości i odpowiedzialności. To nasz wspólny, delikatny taniec na granicy między perfekcją a zdrowiem – i tylko od nas zależy, czy będzie to taniec harmonijny, czy pełen trudnych, ale koniecznych decyzji.